Choć Dreman Opole Komprachcice praktycznie od początku sezonu utrzymywał się w górnej części tabeli, to przed meczem z Red Dragons Pniewy wciąż nie mógł być w stu procentach pewnym awansu do fazy play-off. Teoretycznie dogonić mogło ich jeszcze BSF ABJ Bochnia, ale mimo to w Opolu z pewnością bardziej niż na tyły, oglądali się do przodu. Ewentualna wygrana z Czerwonymi Smokami mogła dać im bowiem nie tylko pewne play-offy, ale również awans na piąte miejsce.
Swój plan na mecz mieli jednak również gospodarze, którzy przy korzystnych wynikach mogli wypatrywać jeszcze nawet czwartej pozycji. Ten zaczęto realizować w 10. minucie. Po początkowych akcjach przyjezdnych, gdzie szczególnie aktywny był Wadym Iwanow świetną asystą popisał się Adrian Skrzypek, zagrywając na nadbiegającego Piotra Błaszyka, który z najbliższej odległości otworzył wynik spotkania.
Wyrównać mógł m.in. Arkadiusz Szypczyński po rozrysowanym w trakcie przerwy na żądanie stałym fragmencie gry, ale uderzenie pivota było niecelne i na tablicy wyników wciąż widniał rezultat 1:0.
Po zmianie stron Dreman ruszył do ataku. I o ile z kreacją nie było problemu, tak już wykończenia brakowało, bo albo bronił Łukasz Błaszczyk, albo zawodnicy Jarosława Patałucha… nie trafiali w piłkę.
Wydawało się, że przy takim rezultacie kwestią czasu będzie wycofanie z gry bramkarza, ale Dreman zamiast gonić jednobramkową stratę, do odrobienia miał już dwa gole. Wszystko za sprawą kontrataku Germana Romero, który wraz ze Skrzypkiem podwyższył prowadzenie swojej drużyny.
Goście zaryzykowali zatem grą w przewadze, co na gola mógł zamienić Felipe Deyvisson, ale Brazylijczyk trafił zaledwie w poprzeczkę i wciąż mieliśmy 2:0. Celownik udało się jeszcze poprawić, jednakże bramka kontaktowa padła na siedem sekund przed końcową syreną, a to oznaczało wygraną Red Dragons.
Dzięki temu pniewianie umocnili się na piątym miejscu i do wyprzedzającej ich GI Malepszy Arth Soft Leszno tracą już zaledwie punkt. Dreman natomiast spadł na ósmą pozycję, wciąż nie może być pewnym fazy play-off, ale dzięki bramce Felipe Deyvissona wciąż nie stracił matematycznych szans na TOP5.